Dziecko prawdę ci powie
- Dział: Mój Blog
Dziecko prawdę ci powie. Wiedziałam o tym, zanim oficjalnie zostałam mamą. Słyszałam o tym wiele razy, czując, że chyba i tak dobrze wiem, jak to będzie przebiegać. Czekałam na to z pewnym gotowym już, niemalże napisanym scenariuszem pt. czego chciałabym dowiedzieć się o sobie, który domagał się tylko korekty, ale przede wszystkim potwierdzenia. Jednak dziecko jest dużo bardziej krytycznym korektorem, niż przewidywałam i mówi głośniej i szybciej, niż mi się wydawało.
Dzieci zaczynają mówić zanim powiedzą jakieś słowo, choćby to przypominające ba-ba czy ma-ma. One, przez sam fakt bycia z nami, tuż obok, wskazują nasze braki, trudności z emocjami, z dawaniem bez oczekiwania, ze stawianiem swoich potrzeb przed nimi, każą zmierzyć się z własnym dzieciństwem i tym dzieckiem w sobie, które ciągle nosisz. One pokazują, wytykają – największą pustkę i największy bałagan serca, ale i największe światło i piękno, i te zakurzone już nieco, zapomniane skarby w nas, jak skarby na strychu babci. Te, o których nawet nie mamy pojęcia. Pokazują tak wiele…, jeśli tylko mama znajdzie czas, by to nazwać i oswoić, by przenieść wzrok znad łóżeczka i przewijaka, i placu zabaw na samą siebie. A że bywa to trudne wyjście poza swoją strefę codziennego nastawienia, to mamy wiedzą. Bo górnolotne pytania o to, co pokazuje mi moje dziecko o mnie (i o sobie!), zderza się z prozą przenoszenia brzdąca z miejsca na miejsce, przebierania z jednych spodni w drugie (co kiedyś wydawało mi się spełnieniem marzeń modowych, podkreślam kiedyś), studzenia gorącej butelki, siedzenia z maluchem na dywanie, udając odgłosy zwierząt i przewracając grube kartki książki, które maluch próbuje zjeść. A gdy wieczorem dziecko uśnie, nie zawsze pierwsze myśli, które przychodzą do głowy, można zatytułować: czego dziś dowiedziałam się o sobie?:-) Raczej: jeszcze trzeba zmyć podłogę, wstawić pranie, co jutro na obiad albo w końcu obejrzę serial lub film, byle taki dla rozluźnienia. Wejść głębiej w swoje serce? Wejść w siebie? Kiedy ja mam wrażenie, że zaraz wyjdę z siebie – coś takiego usłyszałam niedawno. Ale właśnie wyjść z siebie na chwilę to dobra okazja, by spojrzeć z zewnątrz i wrócić.
Macierzyństwo to dobra okazja, by odkrywać bardziej siebie, by pracować nad swoimi emocjami, zastanawiać się, skąd one się biorą, o czym mi mówią, dlaczego reaguję tak, a nie inaczej, jakie ja mam pragnienia i marzenia, za czym ja tęsknię, co potrafię, co mi zupełnie nie wychodzi, a więc summa summarum kim ja jestem. Bo nie jestem tylko mamą, choć przy maleńkich dzieciach czasem ciężko w to uwierzyć.
To, że dziecko pokazuje mi prawdę o mnie, ma jeszcze inne znaczenie, którego nie przewidziałam wcześniej. Pragnę, by moje dziecko było szczęśliwe, nie znam nic piękniejszego od jego śmiechu i spokojnego snu. Mogę bez przerwy podchodzić do jego łóżeczka i podziwiać to małe śpiące Arcydzieło (zdradzę nawet coś więcej: robimy to z mężem naprzemiennie!). Ale mam więcej oczekiwań: chcę, by miał mocne poczucie własnej wartości, by miał głęboką wiarę w Boga i by to Jemu ufał, chcę, by był świadomy swoich mocnych stron, ale by umiał też przyznać się do błędu, itd. Z prozaiczności – chcę, by zdrowo się odżywiał (nie przejadał słodyczami i słodkimi napojami), by lubił sport, by był kulturalny i grzeczny wobec innych ludzi. Chcę, by był sobą, by zrealizował swoje marzenia i talenty, ale przy tym, by był dobrym człowiekiem – może kiedyś mężem i ojcem. Wygląda to na całą listę życzeń. Wiem, że każdy rodzic ją ma. I przy tej mojej pięknej liście, którą już powoli chciałabym wdrażać, pojawia się prawda o mnie – z próżnego i Salomon nie naleje. Nie mogę nauczyć go awersji do czekolady, kiedy sama nie mogę się jej oprzeć (tej z Karmello - gorącej z miętą i bitą śmietaną albo mrożonej w upalne dni), nie mogę nauczyć go nie nadużywania soli, kiedy przesalam swoją zupę, i nie mogę dać mu poczucia własnej wartości, jeśli nie pokocham samej siebie (to szczególnie ważne ze strony mamy wydaje mi się w przypadku córki). Nie uwierzy mi, że wiara jest wielką przygodą z Bogiem, jeśli nie podejrzy, choćby przez dziurkę od klucza, że i ja w niej uczestniczę. Nie będzie mówił piękną polszczyzną i słowami miłości, jeśli nie usłyszy ich od nas, jeśli będziemy mówić krzykiem. Nie chcę rzeźbić mojego dziecka na mój obraz i podobieństwo, ale wiem, że będzie patrzył. Już patrzy. Będzie naśladował, będzie weryfikował słowa przez czyny. Będzie się zastanawiał, czy chce być trochę taki jak my, a będzie to już później, po tym jak trochę takim się stanie. Zanim więc zacznę go zmieniać, muszę zmieniać samą siebie, zanim zacznę od niego wymagać, muszę wymagać od siebie. Zanim dotrę do jego serca, muszę dotrzeć do mojego własnego.